środa, 6 stycznia 2016

Pożegnanie

CZĘŚĆ I 


Słyszę dźwięk budzika i jak najprędzej zrywam się z łóżka. Wstawanie z samego rana to nie moja bajka, więc na przygotowanie się do szkoły mam jedynie trzydzieści minut. Biegnę do łazienki, myję zęby i szybko robię makijaż. Po chwili wracam do pokoju i przeglądam szafę w poszukiwaniu jakiś czystych ubrań. Decyduję się na zwykłe jeansy i białą bluzkę na ramiączkach, zakładam do tego czarną, skórzaną kurtkę i conversy tego samego koloru. Staję przed lustrem i oglądam ostateczny efekt. Nie jest źle, moje zazwyczaj odmawiające współpracy, czarne, kręcone włosy wyglądają dzisiaj zaskakująco dobrze. Przetestowałam też nową maskarę, która idealnie podkreśla kolor moich błękitnych oczu, a całość dopełnia różowa szminka.

   Patrzę na zegarek. Cholera! Siódma czterdzieści pięć, zdecydowanie muszę wychodzić. Szybko wybiegam z domu i wskakuję do samochodu mojej mamy. Zawsze zawozi mnie do szkoły.

- Alison, chociaż raz mogłabyś wstać wcześniej! Codziennie muszę na ciebie czekać... - mówi to trochę żartem, trochę serio. Widzę w jej oczach pogardę, ale jednocześnie nieznacznie się uśmiecha. Przyzwyczaiła się już do moich wiecznych spóźnień.

- Przepraszam, przecież wiesz jak u mnie jest ze wstawaniem.. Mogłybyśmy dzisiaj podjechać po Laurel? –  pytam, chociaż znam już odpowiedź. Moja mama traktuje Laurel jak córkę. Jej rodzice bardzo często wyjeżdżają, a wtedy moja przyjaciółka nocuje u nas.

- Nie ma sprawy, a coś się stało? Przecież zawsze jeździła swoim samochodem.

- Zepsuł się i jest w warsztacie. - To mówiąc włączyłam radio na swoją ulubioną stację. Niestety mama za nią nie przepada, między nami jest bardzo wiele różnic. Zawsze lepiej dogadywałam się z tatą, ale kocham ich oboje. Nasza rodzina odkąd pamiętam żyła bardzo szczęśliwie, nigdy się nie kłóciliśmy, a problemy załatwialiśmy rozmową. Jedyne co bym zmieniła, to to, że jestem jedynaczką. Czasami brakuje mi osoby, której mogłabym powiedzieć o wszystkim. Nie chodzi o to, że nie mam przyjaciół - mam i to nawet wielu. Zawsze jeśli chce o czymś pogadać to wiem, że Laurel mnie wysłucha, a mój chłopak Brandon wspiera mnie na każdym kroku. Jednak mieszkanie z kimś pod jednym dachem, dzielenie wspólnych wspomnień i dzieciństwa to całkiem inna sprawa.

  Dojeżdżamy pod dom Laurel i jak zwykle nie mogę nacieszyć się jego widokiem. Moja najlepsza przyjaciółka jest bardzo bogata, więc mieszka w przepięknej willi z basenem. Czasem zazdroszczę jej tego wszystkiego, ale wtedy przypominam sobie, że tak naprawdę mam o wiele lepiej niż ona. Laurel bardzo często kłóci się z rodzicami ( jeśli w ogóle od czasu do czasu pojawią się w domu), nie wiem czy potrafiłabym żyć w ten sposób. Moje rozmyślania przerywa krzyk:

- Allie! O matko, jak ja za tobą tęskniłam! - mówi moja przyjaciółka jednocześnie wsiadając na tylne siedzenia naszego SUV-a. Wygląda dzisiaj olśniewająco. Wyprostowała swoje zazwyczaj falowane, blond włosy. Pomalowała tuszem do rzęs i podkreśliła kredką zielone oczy, a do tego założyła śliczną, różową sukienkę. Odkąd pamiętam chciałam mieć tyle pięknych ubrań, co Laurel. Nigdy jednak nie było mi to dane.

- Daj spokój Laurel, nie widziałyśmy się tylko jeden dzień! Pomyśl sobie co będzie w collegu. - Śmieję się, ale jednocześnie myślę o tym jak ciążka będzie dla mnie rozłąka z przyjaciółką, jest jak siostra, której zawsze bardzo mi brakowało.

- Alison! Mówiłam ci już że do collegu pójdziemy razem, choćbym miała kłócić się o to z rodzicami przez całe moje życie! - Państwo Drake - rodzice Laurel chcą posłać ją do bardzo dobrej uczelni, na którą niestety moich rodziców nie stać. Mogłabym rzecz jasna starać się o stypendium, ale moja średnia ocen pozostawia wiele do życzenia - nigdy nie byłam typem kujona. Więc utknęłyśmy w martwym punkcie, ja nie dam rady pójść do świetnej uczelni na której zapewne wyląduje moja przyjaciółka, a Drakeowie w życiu nie puszczą jej do tej pobliskiej.

- Lori nie rozmawiajmy o tym teraz, nawet nie wiem po co zaczynałam ten temat, przepraszam. Wszystko się ułoży, najwyżej będziemy prowadzić wideo-rozmowy każdego dnia! - mówiąc to puszczam do niej oczko.

 Po chwili jesteśmy już na parkingu i wysiadamy z auta.

- Papa mamo!

- Do widzenia pani Edison - żegnamy się i zmierzamy w kierunku szkoły. Nagle czuję, że ktoś obejmuje mnie w pasie. Przerażona odwracam się do tyłu i widzę najbliższą (poza rodziną) mi osobę. Uśmiecham się szeroko i daje Brandonowi buziaka w policzek jednocześnie go besztając:

- Wystraszyłeś mnie! Myślałam, że to jakiś porywacz albo gwałciciel, o mało co nie dostałbyś  z buta prosto w krocze!

- Oj kochanie nie gniewaj się już - to mówiąc obejmuje mnie ramieniem i całuje.

- Dobrze tym razem ci wybaczam, ale nigdy więcej mnie tak nie strasz ty brutalu! - śmieję się, dzień bez Brandona jest dniem straconym. On zawsze umie mnie rozbawić. Razem wchodzimy do szkoły i idziemy na lekcję. Pierwsza - ku mojemu nieszczęściu -  jest biologia. Nigdy nie lubiłam tego przedmiotu, ale w dniu kiedy profesor kazał nam pokroić żabę na kawałki wprost go znienawidziłam.

  Trzy lekcje później wysyłam sms-a do Laurel żeby spotkała się ze mną na stołówce. Nie znajduję jej tam jednak. Zmartwiona szybko wyruszam na poszukiwania, moja przyjaciółka zawsze odpisuje na sms-y, a lunch przeważnie jemy razem. Widzę na korytarzu, chłopaka którym miał z nią przed chwilą zajęcia.

- Wiesz może gdzie jest Laurel? - pytam, starając się ukryć zmartwienie w moim głosie.

- Nie wiem, na matmie zadzwonił jej telefon, ponoć coś ważnego. Wyszła odebrać, ale już nie wróciła. - Teraz to  jestem przerażona. Co się mogło stać!? Muszę ją jak najszybciej znaleźć. Biegnę korytarzem, przeszukując wszystkie zakamarki, w których mogłaby się schować moja przyjaciółka.

- Laurel!! - Drę się, jak najgłośniej potrafię, jednak nie słyszę odpowiedzi. Wchodzę do łazienki i widzę... moją przyjaciółkę skuloną w kącie.

- Co się stało? - pytam łagodnym głosem i obejmuję ją. Widzę na jej twarzy rozmazany makijaż, a z jej oczu wciąż ciekną łzy. 

- Ćśśś już dobrze - przytulam ją i czekam aż się uspokoi. Wiem, że zaraz wszystko mi opowie, potrzebuje tylko chwili na wzięcie się w garść.

 Siedzimy tak chyba przez piętnaście minut, aż w końcu słyszę co się stało. Nigdy nie myślałam, że trzy słowa mogą zrujnować czyjeś życie. Niestety bardzo się myliłam.

- Ja..się wyprowadzam - szepcze moja przyjaciółka znowu cicho szlochając. Teraz i ja mam ochotę płakać, ale muszę być dla niej silna.

- Jak to? Laurel co się stało? – pytam z przerażeniem w głosie. To nie może być prawda, nie zniosłabym tego.
- Mój tata dostał sprawę w Nashville. Nie może odmówić, wyjeżdżamy za tydzień. Allie.. tak mi przykro. Ja nie mogę nic zrobić.. – mówi i na nowo wybucha płaczem. Cholera! Nashville? Przecież to na drugim końcu kraju! Muszę coś wymyślić, nie mogę tak po prostu stracić Laurel.
- Może zamieszkasz u mnie? Myślę, że rodzice nie mieli by nic przeciwko. Mama wręcz by się ucieszyła. Miałybyśmy razem pokój… - gadam jak wariatka.
- Al przecież wiesz, że nic nie da się już zrobić. Znasz moich rodziców. Został nam tylko tydzień.
- Nie! – krzyczę ze złością, ale Laurel ma rację. Dlatego to jest takie okropne. Stracę swoją najlepsza przyjaciółkę, jak oni mogą mi to robić? Co ważniejsze jak mogą robić to j e j! Przecież do cholery jasnej, to są jej rodzice! Przytulam moją przyjaciółkę i siedzimy tak aż do końca przerwy. Później zbieramy swoje rzeczy i idziemy na lekcje, a raczej Laurel idzie. Ja wyciągam telefon i piszę do Brandona, żeby jak najszybciej przyszedł przed szkołę.
      Pięć minut później przytulam się już do jego silnej piersi i wypłakuję wszystkie swoje żale. Chłopak jest wyjątkowo cichy, cały czas milczy. Może po prostu wie, że nie ma słów,  które mogłyby mnie teraz pocieszyć. Znam Laurel od dziecka, jest moją najlepszą przyjaciółką. Nic już bez niej nie będzie takie same.
- Brandon… musimy coś zrobić – szepczę wciąż wtulona w jego pierś.
- Allie chciałbym móc coś zrobić. Naprawdę bym chciał, ale sama wiesz.. to jest niemożliwe. Bardzo mi przykro, też będę tęsknił za Laurel. Jak widzę twoje cierpienie, to mam ochotę coś rozbić. Tak bardzo mi przykro… - mówi i przytula mnie jeszcze mocniej do siebie. Czuję, że przeżywa to bardziej niż chciałby przyznać. Laurel jest nierozerwalną częścią naszego życia, zawsze była przy nas kiedy tego potrzebowaliśmy. Teraz wiem, że nie tylko ja będę za nią płakała. Odrywam się od Brandona, patrzę mu w oczy i mówię:
- Przetrwamy to. Sprawimy, że ten tydzień będzie niezapomniany. Laurel zasługuje na to, żebyśmy byli dla niej silni. To się tak nie skończy, będziemy w kontakcie. – Chłopak tylko kiwa głową i ciągnie mnie w kierunku szkoły. Przez to całe zamieszanie zapomniałam o tym, że właśnie zerwałam się z lekcji i najprawdopodobniej mama mnie za to zabije. Chociaż może jak usłyszy co się stało, to nie będzie tak źle. Brandon odprowadzam mnie pod klasę i idzie na swoje lekcje. Wchodzę do środka, a nauczyciel patrzy na mnie złowrogim wzrokiem.
- Gdzie się pani podziewała, panno Edison? Lekcja zaczęła się dziesięć minut temu, a na poprzedniej ma pani nieobecność.
- Przepraszam panie Murel, źle się poczułam i wyszłam na chwilę żeby się przewietrzyć, straciłam poczucie czasu spacerując. – Wiem, że to wytłumaczenie jest bardzo słabe i nawet idiota by w to nie uwierzył, ale w tym momencie to szczyt moich możliwości. Nauczyciel jednak nie mówi nic więcej tylko patrzy na mnie karcącym wzrokiem, gdy siadam w ławce. Niestety ten przedmiot mam z Laurel i jak można się domyśleć, to właśnie z nią siedzę w ławce. Moja przyjaciółka od razu przystępuje do ataku:
- Co ty sobie wyobrażasz!? – szepcze, ale widzę po niej, że jest naprawdę zdenerwowana.
- Musiałam porozmawiać z Brandonem, Laurel naprawdę nic się nie stało. Moja mama zrozumie. Przepraszam, że nie napisałam gdzie jestem. Cóż… naprawdę straciłam poczucie czasu.
- Allie, nie możesz tak po prostu tracić poczucia czasu! Nawet nie wiesz, jak się martwiłam… zapchałam ci chyba całą skrzynkę wiadomościami!
- Lori naprawdę przepraszam, bardzo mi przykro. Cholera, rozumiem o co ci chodzi.. gdybyś ty mi coś takiego wywinęła to bym chyba wyszła z siebie. Jeszcze raz przepraszam, wyłączyłam telefon bo nie chciałam z nikim rozmawiać. – Patrzę na nią ze skruszoną miną i widzę, że już jej przechodzi. Moja przyjaciółka nigdy nie potrafiła się na mnie długo gniewać.
- Mam nadzieję, że ci przykro.. – mamrocze i odwraca się do tablicy.
 Po lekcjach spotykamy się z Brandonem i jak zawsze idziemy do parku. Nikt z nas jednak nie wie co powiedzieć. Laurel patrzy na nas ze smutkiem, jakbyśmy już się od niej odsunęli. Widać po niej, że się poddała i pogodziła z tym, że po tylu latach to wszystko po prostu się skończy.
- Laurel nie poddawaj się, zostaniemy w kontakcie – mówię, chociaż sama wiem, że to nie będzie już to samo.
- Allie wiem, że tak. Musimy zostać, nie pozwolę tak po prostu zniszczyć moim rodzicom naszej przyjaźni. Naprawdę ich nienawidzę! Jak oni mogą mi to robić! – Krzyczy ze złością. Przytulamy ją z Brandonem i staramy się naprawić coś, co jest już przegraną sprawą.
- Ustalmy jedną zasadę, ten tydzień będzie najlepiej spędzonym tygodniem w naszym życiu i nic tego nie zepsuje, zakaz rozmów o wyprowadzce, wykorzystajmy  w pełni czas, który mamy – mówi mój chłopak, a ja jestem dumna, że podchodzi do tego tak dojrzale. Patrzę w jego niebieskie oczy i widzę w nich powagę.
- Masz rację – odpowiadam, a Laurel mi przytakuje. Od teraz mamy plan, którego będziemy się trzymać po mimo wszelkich niedogodności. Siadamy na ławce i rozmawiamy, jak dawniej. Udajemy, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Widzę determinację na twarzy Laurel i Brandona. A co ja o tym myślę? Wiem, że za niedługo to wszystko się rozsypie. Nie pozwalam sobie jednak na smutek, jeśli nasza przyjaźń ma się skończyć, to chcę mieć piękne wspomnienia do których będę mogła wracać. Takie jak wakacje spędzone nad morzem wraz z Laurel, kiedy biegałyśmy po plaży w trakcie zachodu słońca. Wszystko wtedy wydawało się takie piękne i trwałe. Myślałam, że nasza przyjaźń będzie wieczna i może rzeczywiście tak się stanie. W końcu mamy za sobą tyle lat spędzonych razem, nieprzespanych nocy i wspomnień, że to nie może tak po prostu zniknąć. Już zawsze będę zastanawiała się nad tym, jak w danej sytuacji postąpiłaby Lori. Nigdy natomiast nie zapomnę, że to dzięki niej odważyłam się porozmawiać z Brandonem, że pomagała mi zawsze, kiedy tego potrzebowałam, że towarzyszyłam mi na każdym kroku i przede wszystkim, że była najlepszą przyjaciółką, jaką kiedykolwiek mogłam mieć.


Powitanie!

Witam wszystkich!
Jestem Andy i mam szesnaście lat. Zaczęłam pisać mniej więcej rok temu,  ale dopiero teraz zdecydowałam się na to, żeby udostępniać swoje prace. Zacznę od czegoś krótszego, ale może z upływem czasu zdecyduję się na napisanie dłuższego opowiadania. Myślę, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Nie mam ograniczeń w tematach, piszę praktycznie o wszystkim zaczynając od fantastyki, a kończąca na obyczaju. Różnorodność zapewni wam również to, że blog jest wspólny. Będą się tutaj znajdować zarówno moje prace, jak i Emanon. Mam nadzieję, że spodobają wam się nasze opowiadania i zagościcie tu na dłużej.
Pozdrawiam, Andy